Buszujący w zbożu: Ubecy, kanalie, zdrajcy i złodzieje!

Nasze życie zaczyna kończyć się w dniu, w którym zaczynamy przemilczać ważne tematy”.

Bardzo nie lubię angażować się politycznie, nie lubię rozmawiać o polityce i nie lubię o niej myśleć. Długo zastanawiałem się, czy powinienem odnieść się do ostatnich wydarzeń. Nie chciałem tego robić głównie dlatego, że nie widziałem sensu takiego działania, uważałem, że mój głos i tak nic nie znaczy, że jest tylko jeden – że mój głos niczego nie zmieni. Z tego samego powodu nie poszedłem na wybory w 2015 roku. Nie miałem (i nie mam nadal) partii, na którą chciałbym głosować z pełnym przekonaniem. I wtedy, dwa lata temu, wydawało mi się, że wybieranie mniejszego zła nie ma najmniejszego sensu, bo w najgorszym przypadku będzie tak, jak było. I to był olbrzymi błąd…
Niech za nagłówki poszczególnych akapitów posłużą mi dzisiaj cytaty z Martina Luthera Kinga.

Ten, kto biernie akceptuje zło, jest za nie tak samo odpowiedzialny jak ten, co je popełnia”.

Nie mam zamiaru nawoływać do popierania obecnej opozycji (której sam nie popieram), czy do obalania sprawujących obecnie władzę (których nie tylko nie popieram, ale których też coraz trudniej mi szanować, ale godzę się z faktem, że zostali demokratycznie wybrani). Chcę tylko napisać co mnie, Polaka, Europejczyka, młodego człowieka, najzwyczajniej w świecie wkurwia. Proszę mi wybaczyć to słowo o rynsztokowej proweniencji, ale wydaje mi się ono na chwilę obecną jedynym sensownym, jedynym, które w pełni oddaje nastroje panujące na ulicy. Na manifestacjach widzę młodych ludzi, ludzi w moim wieku i ciut starszych. Ludzi smutnych i zatroskanych, ale w dużej mierze ludzi tracących cierpliwość. A co istotniejsze z dnia na dzień widać ich coraz więcej. Moja nieobecność na ostatnich wyborach była jaskrawym przykładem bierności. Po rozmowach ze znajomymi widzę, że wielu młodych wyszło wtedy z podobnego założenia. Ale to zaczyna się bardzo wyraźnie zmieniać. Ci, którzy do tej pory nie byli przekonani do aktywnego uczestnictwa w życiu społecznym i politycznym, zaczynają rozumieć, że bierność wobec złych decyzji jest równie szkodliwa, co aktywne dla nich poparcie, że należy sprzeciwiać się. I warto to robić, nawet jeżeli ów sprzeciw nie przynosi rezultatów – dla czystości swojego własnego sumienia. I chociaż żadne argumenty nie trafiają i najprawdopodobniej trafiać nie będą do posłów i senatorów Prawa i Sprawiedliwości, mam nadzieję, że przynajmniej widząc te tłumy na ulicach, ci ludzie nie mogą w nocy spokojnie zasnąć. Bo w tym momencie na spokojny sen nie zasługują.

„Nic, co człowiek robi, nie poniża go tak bardzo jak nienawiść”.

Przeraża mnie język nienawiści, który na dobre zagościł na sali plenarnej polskiego Sejmu, na polskich ulicach i w polskich domach. Przeraża mnie, że to ludzie młodzi muszą przypominać starszym od siebie, do czego prowadzą nienawiść, nietolerancja i skrajny nacjonalizm. I jako obywatel cywilizowanego świata nie zgadzam się na taką mowę i nie chcę jej w instytucjach, które mniej lub bardziej bezpośrednio decydują o moim życiu. Jako człowiek kulturalny nie chcę, żeby reprezentowały mnie osoby pokroju posła Kaczyńskiego, czy posłanki Pawłowicz. Osoby, jak się wydaje, kultury pozbawione. Bo jak inaczej określić sytuację, w której szeregowy poseł jednej z partii politycznych wchodzi sobie poza porządkiem obrad na mównicę i zaczyna, czerwony ze złości, plując na prawo i lewo, wyzywać Polaków od zdrajców? I choć za wyciągnięcie na tej samej mównicy kartki z napisem „Wolne Media” dostaje się reprymendę marszałka i karę finansową, to już siać nienawiść można. Czekam tyko aż ów poseł dostanie nagrodę. Albo, drodzy Państwo, każdy z nas pracuje, każdy z nas wie, że w miejscu pracy obowiązują pewne zasady wynikające z kultury i wzajemnego szacunku. Czy ktoś wyobraża sobie, żeby poza ustaloną godziną przerwy wyciągnąć sobie,  i to na oczach szefa, z torby pajdę chleba albo termos z grochówką i obżerać się w trakcie wykonywania obowiązków zawodowych? Ja sobie nie wyobrażam. Ale w zasadzie nikt wyobrażać sobie nie musi – wystarczy włączyć transmisję z obrad Sejmu, w zasadzie o dowolnej porze, i bez większego trudu odnaleźć po lewej stronie Sali pewną powabną damę z kanapką owiniętą w woreczek jednorazowy. Ale koniec końców można na to machnąć ręką, bo to problem tych jednostek, taki już ich urok, trudno. Niestety ów urok zaczyna przeszkadzać, kiedy udziela się także innym.

Nie chcę, żeby polityka opierała się na nienawiści do jakichkolwiek mniejszości i nieistotne, czy są to wegetarianie, osoby homoseksualne, uchodźcy, opozycja, czy ktokolwiek inny. Chcę rozmów, dialogu, merytorycznych argumentów, a nie pustych, wyolbrzymionych krzykiem haseł rzucanych gdzie bądź.  Najbardziej smuci mnie to, że tego typu retoryka tworzy głębokie podziały i to nie na linii Polacy kontra reszta świata, ale między samymi Polakami. Naród powinno się jednoczyć, a nie tak brutalnie i z premedytacją dzielić, sortować na lepszych i gorszych. To wszystko prowadzi zresztą do kuriozalnych sytuacji. Wyobraźmy sobie takie zdarzenie: mamy manifestację przeciwko rządowi i kontrmanifestację. Dajmy na to w takim Krakowie, pod – czysto hipotetycznie – Wawelem, powiedzmy 18. dnia jakiegoś letniego miesiąca (tak zupełnie przypadkowo). Po jednej stronie tłumek młodych ludzi od dwudziestu paru lat wzwyż. Po drugiej, kilka osób, które na oko przekroczyły już jakiś czas temu pięćdziesiątkę. Młodzi stoją sobie spokojnie, a starsi państwo drą się i wyzywają drugą grupę od komuchów, ubeków i zdrajców. Sęk w tym, że adresaci tych wyzwisk, choćby nie wiem co robili i jak bardzo mącili w swoich papierach, za nic w świecie komuny pamiętać nie mogą. Za to nadawcy – owszem! Absurd? Nie, niestety polska rzeczywistość. Przykrym jest też to, że język przesiąknięty propagandą i zerojedynkowym tokiem rozumowania „jeżeli nie jesteś z nami, jesteś przeciwko nam” prowadzi też do głębokich podziałów w tych najmniejszych i najbardziej podstawowych komórkach społeczeństwa – w rodzinach. W tym momencie na klawiaturę ciśnie się jeszcze jeden cytat: „Musimy nauczyć się żyć razem jak bracia, jeśli nie chcemy zginąć razem jak szaleńcy”.

Przyznam się, że nawet nie potrafię nimi, pomimo wszystko, gardzić. Może dlatego, że nie chcę być taki sam jak oni. A może po prostu wiem, że ci ludzie zostali oślepieni czyjąś nienawiścią, że ona nie jest ich własną. Że zostali nauczeni nienawiści. Że nie należy ich piętnować – należy im współczuć.

20354072_10207678394957954_751249324_o

„Na końcu będziemy pamiętać nie słowa naszych wrogów, ale milczenie naszych przyjaciół”.

Milczenie przyjaciół. To, że nadal wielu młodych ludzi, nawet tych, którzy sprzeciwiają się zmianom wprowadzanym przez PIS, zamiast pójść i swój sprzeciw pokazać, woli wyjść na piwo ze znajomymi, to jedno. Przykre, ale niestety w takich konformistycznych czasach się wychowaliśmy. Boli mnie za to bardzo milczenie innych przyjaciół – tych duchowych. Jestem wierzący, jestem chrześcijaninem, jestem katolikiem. Od urodzenia był to dla mnie powód do szczerej dumy, szczególnie w czasach Jana Pawła II. Miewałem wprawdzie w życiu chwile zawahania i wątpliwości, chwile zadawania pytań i szukania odpowiedzi, ale zawsze –  prędzej  czy później – istota życia we wspólnocie wygrywała nad wątpliwościami.

Jako osoba wierząca nie chcę, żeby Kościół mieszał się w politykę, po którejkolwiek ze stron, dlatego tak mocno smuciło mnie, kiedy niektórzy księża jawnie agitowali na korzyść obecnie rządzącej partii – z pewnym powszechnie znanym, toruńskim redemptorystą na czele. Ale skoro już mieszać się zaczęliście i namieszaliście, boli mnie Wasze milczenie teraz. Teraz, kiedy przepaść pomiędzy Polakami rośnie, kiedy partia, którą wielu z Was tak wielbi (choć to nie partię wielbić powinno), nawołuje do nienawiści, dzieli i obraża. Gdzie tutaj miejsce na chrześcijańskie wartości? Gdzie jest miłość bliźniego? Gdzie wybaczenie? Gdzie szacunek? Gdzie miłosierdzie? Gdzie jesteście Wy? Nie potrafiliście zamknąć się w czterech ścianach świątyń i zająć modlitwą, kiedy był na to odpowiedni czas – nie zamykajcie się teraz. Nie oczekuję od Was deklaracji politycznych, oczekuję, że będziecie nawoływać do dialogu, szczególnie tych, którzy słuchać nie chcą, którzy korzystając z danego im mandatu politycznego, mają w głębokim poważaniu głos ludzi. Kiedyś staliście po stronie ludzi właśnie, ale wtedy władza była przeciwko Wam. Teraz siedzicie cicho. I ta cisza zasmuca.

Niech przerwie ją, choć na chwilę, Kaczmarski:

„Każdy Twój wyrok przyjmę twardy
Przed mocą Twoją się ukorzę
Ale chroń mnie, Panie, od pogardy
Przed nienawiścią strzeż mnie, Boże

Wszak Tyś jest niezmierzone dobro
Którego nie wyrażą słowa
Więc mnie od nienawiści obroń
I od pogardy mnie zachowaj

Co postanowisz, niech się ziści
Niechaj się wola Twoja stanie
Ale zbaw mnie od nienawiści
I ocal mnie od pogardy Panie…”

Pamiętacie jeszcze te słowa? Zrozumieliście? Mam nadzieję!

„Nigdy nie zapominaj, że wszystko, co Hitler uczynił w Niemczech było legalne”.

To, że ktoś legalnie otrzymał władzę, nie oznacza, że legalnie ją sprawuje. Że jest bezkarny, że nikt mu nie patrzy na ręce i że nie musi liczyć się z głosami sprzeciwu, choćby najmniejszymi. Przeraża mnie buńczuczność władzy i jej pogarda, jej brak poszanowania dla podstawowych, demokratycznych wartości – z dialogiem na czele. Oni nie potrafią słuchać i rozmawiać, potrafią tylko krzyczeć i oskarżać. Mieliśmy już w XX wieku człowieczka, który dużo krzyczał i bardzo lubił o wszystkim decydować – i chyba każdy wie, jak ta historia się skończyła. Czy naprawdę musi się powtarzać?

Czy to oznacza, że Platforma Obywatelska rządziła dobrze? Bynajmniej! Ale przecież Prawo i Sprawiedliwość, sądząc po obietnicach, miało być remedium, a nie zwiększeniem – nie daj, Boże, śmiertelnym – dawki. Nie neguję potrzeby reform, konieczności zmian – upływ czasu implikuje zmiany, to oczywiste. Jak już wspomniałem we wstępie, nie jestem ślepym zwolennikiem opozycji, w zasadzie przez większość swojego krótkiego życia starałem się być apolityczny (o ile apolityczność jako taka  jest w ogóle możliwa), ale obecna sytuacja jest najzwyczajniej w świecie karygodna. Chciałbym w tym miejscu zaapelować do moich znajomych i rodziny, szczególnie tych, którzy są mi najbliżsi, którzy głosowali na Prawo i Sprawiedliwość. Ja nie jestem przeciwko tej partii samej w sobie, nie jestem przeciwnikiem zmian, nie jestem przeciwko Wam. Sprzeciwiam się wprowadzaniu zmian w Polsce na takich zasadach (czy też bez jakichkolwiek zasad) – na chybcika i po nocach. Sprzeciwiam się uchwalaniu ustaw, które dotyczą najistotniejszych aspektów mojego i waszego życia, w pośpiechu i na dodatek z wewnętrznymi sprzecznościami i błędami. Prawo stanowione w ten sposób łatwo może stać się gruntem dla bezprawia. Zresztą to nie tylko moja opinia, to także opinia samego Prawa i Sprawiedliwości, a przynajmniej taka była przed wyborami, w 2014 roku, co można wyczytać w ich statucie z tamtego okresu. Sprzeciwiam się niezdolności do osiągania kompromisów. Sprzeciwiam się nienawiści płynącej z góry. I, moi drodzy, nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia, jakie ta nienawiść ma barwy, jakie logo i jaki procent głosów zdobyła na wyborach.

20289778_10207678384997705_1124044329_n

Dlatego zamiast wyzywać się od zdrajców, złodziei, komunistów, ubeków i kanalii – rozmawiajmy do jasnej cholery! Szukajmy rozwiązań, które będą nas łączyć – nie dzielić. Budujmy Polskę, w której każdy – niezależnie od sympatii politycznych – będzie czuł się dobrze i bezpiecznie, w której będzie czuł się wolny. Poseł Kaczyński jest bardzo smutnym człowiekiem, nawet nie umiem sobie wyobrazić, co musiał przeżywać na wieść o śmierci brata i bratowej oraz co działo się w jego głowie i sercu od tamtego czasu do teraz. To była olbrzymia, osobista tragedia. Wracam ostatnimi czasy do wypowiedzi Lecha i Marii Kaczyńskich, między innymi na temat wolności mediów, na temat uchodźców, aborcji i zastanawiam się… Kto kim, tak naprawdę, wyciera sobie teraz buzię. Panie Jarosławie – współczuję Panu, tak po chrześcijańsku. Ale coraz mniej Pana rozumiem.

Kończąc już dzisiejszy tekst, chcę zwrócić jednak uwagę na rzecz, która akurat mnie cieszy. Manifestacje pod sądami pokazują, że w tym kraju jest coraz więcej zaangażowanych młodych ludzi. Patrzących z niepokojem, ale jednocześnie z nadzieją w przyszłość. Kulturalnych i mądrych, szukających rozwiązań i dialogu. Ludzi, którym zależy – i niech zależeć nie przestaje. Wiele razy w ciągu ostatnich dwudziestu siedmiu lat słyszałem nasz hymn. Ale chyba nigdy nie brzmiał w moich uszach tak szczerze i pięknie jak na placyku pod Sądem Okręgowym w Krakowie. Niech brzmi tak już zawsze.

Moje kochane, zdradzieckie, ubeckie i złodziejskie mordeczki – do zobaczenia!

#WolneSądy #ŁańcuchŚwiatła #FreeCourts

2017-07-20 09.47.07 1.jpg