Nauczyciele. Za co dziękuję i w co wierzę

To już czternasty z rzędu wpis, który zaczyna powstawać od roku, być może do czternastu razy sztuka i ten doczeka się opublikowania. Znowu pewien kontekst polityczny, a jednak nie o polityce – kto mnie zna, wie, że polityką interesuję się mocno umiarkowanie.

Na wstępie chcę zaznaczyć, że jeśli chodzi o nauczycieli, to miałem bardzo dużo szczęścia w życiu. Częściej niż mógłbym oczekiwać trafiałem na ludzi z pasją, zakochanych w swoim powołaniu i skoncentrowanych na motywowaniu ucznia do tego, by robił to, co umie najlepiej i by się rozwijał. Odwrotne przypadki mógłbym w zasadzie wyliczyć na palcach jednej dłoni i w żaden sposób nie wpływają one na obraz całości. Zdaję sobie sprawę z tego, że wiele osób ma odmienne doświadczenia i tym mocniej podnosi im ciśnienie trwający właśnie strajk.

Za co jestem wdzięczny moim nauczycielom? Za to, że nauczyli mnie kwestionować prawie wszystko dookoła, zadawać pytania i wątpić – ciągle poszukiwać odpowiedzi. To zdecydowanie najskuteczniejsza ochrona przed czarną magią manipulacji. Dzięki temu, żyjąc obecnie w Polsce, mogę oglądać Wiadomości i Fakty i nie zwariować od jednych, albo drugich. Dzięki temu jestem też po prostu zaintrygowany otaczającym mnie światem i ludźmi, którzy razem ze mną w nim funkcjonują. Może wydawać się, że to niewiele, ale tak naprawdę ciężko oszacować wartość zdolności do kwestionowania – dla mnie jest bezcenna. Jestem też wdzięczny moim nauczycielom za dodatkowe zadania, dodatkowe wypracowania, dodatkowe opowiadania do napisania i dodatkowe lektury i za to, że nigdy większy wysiłek nie kojarzył mi się w żaden sposób negatywnie – bo jak nikt inny potrafiliście mnie do niego zmotywować. Dziękuję za Waszą wiarę we mnie, nawet jeśli pisałem głupoty, wiedziałem, że popełniane przeze mnie błędy są tylko pewnym etapem, stopniem, szczeblem – nie regułą. Tak, miałem bardzo dużo szczęścia. Kiedy czasem patrzę na ludzi, którzy ślepo przyjmują pewne ideologie i poglądy polityczne, owszem, oceniam, jak każdy, ale mam też świadomość, że może oni po prostu mieli tego szczęścia trochę mniej, że dorastali w warunkach, które nie pozwalały w pełni rozwijać skrzydeł, a dorastając w wąskiej przestrzeni tak mocno się z nią zlali, że nie są w stanie tego zmienić – choćby nawet w głębi serca tego chcieli.

z24627568O,Strajk-nauczycieli.jpg

I właśnie dlatego trzymam z całych sił kciuki za strajkujących nauczycieli. Bo chciałbym, żeby więcej osób miało tyle szczęścia, co ja. Chciałbym, żeby ludzie w tym kraju byli dociekliwi, inteligentni i tolerancyjni. Chciałbym żyć w Polsce, która jest różnorodna, barwna i bogata, w której jest miejsce dla każdego – niezależnie od jakichkolwiek czynników, pod warunkiem, że nie krzywdzą one innych i nie ograniczają ich wolności. Czy to krytyka obecnej władzy? Może trochę tak, ale tylko dlatego, że nie zgadzam się ze sposobem w jaki ten kraj od kilku lat funkcjonuje. Przy czym nie chodzi o PiS samo w sobie, tylko o szerszy obrazek. Bo dla mnie najmniejszego znaczenia nie ma, czy Polska będzie pisowska, lewacka, katolicka, wiosenna, czy jakakolwiek inna. Ważne, żeby dla nikogo nie stała się więzieniem – a odpowiednia edukacja jest tutaj jedną z najlepszych ścieżek. Dlatego Wam kibicuję, Drodzy Nauczyciele. Wasza praca jest bezcenna, powinna być doceniana i szanowana przez całe społeczeństwo – z Rządem na czele. Jeśli Wasz protest będzie kamykiem, który wywoła lawinę zmian, to trzymam kciuki tym mocniej. Jeśli poprzednia zmiana była dobra, liczę, że kolejna będzie po prostu lepsza – nie tylko dlatego, że gorzej już (prawie) być nie może 😉

Bo naprawdę chciałbym Polski, w której nauczyciel nie jest darmowym zamiennikiem opiekunki dla dziecka w godzinach pracy; w której lekarz, czy pielęgniarka, ratując czyjeś życie, nie muszą martwić się o życie swojej rodziny; Polski, w której nacjonalizm jest tylko dramatycznym wspomnieniem z lat trzydziestych XX wieku; Polski w której nie wyrywa się z kontekstu, w której czyta się Leśmiana i Tuwima; Polski, w której wiersze Wojciecha Wencla czytają pasjonaci – nie dzieci w szkole; Polski, w której nikogo, ani niczego nie pali się na stosie; Polski w której kobieta zarabia tyle, co mężczyzna, a Muzułmanin i Katolik kłaniają się sobie na ulicy i mówią „Dzień dobry”. Takiej zwykłej, normalnej i spokojnej Polski – bez katastrof, bez kłótni, bez buty, bez dramatów, bez rozkopywania grobów i rozdrapywania ran.

Życzę Wam powodzenia, ale to Wiecie. Życzę też innym, żeby trafiali na takich samych Was, na jakich ja miałem szczęście i przyjemność trafiać. Trzymajcie się i nie ustępujcie! To Wy kształtujecie ludzi, którzy kształtują rzeczywistość, to nie tylko olbrzymia odpowiedzialność, ale też chyba najlepsza z super-mocy jaką wymarzył sobie człowiek. Może nikt nie zrobi o każdym z Was komiksu, ani nie nagra filmu, ale dla mnie byliście, jesteście i będziecie superbohaterami!

P.S. Tekst został napisany. Cuda się zdarzają – tego też mnie nauczyliście! 😉

P.P.S. „Buszującego w zbożu” poznałem własnie dzięki dodatkowym zadaniom na języku polskim. Do dzisiaj jestem wdzięczny, że mogłem się zaprzyjaźnić z Salingerem.